Nie lubię głupiego rechotu ze spraw, które dla kogoś są ważne, albo zgoła święte. Naprawdę nie sprawia mi satysfakcji szukanie sprzeczności i kuriozów w Biblii, bo tylko idiota traktuje te opowieści literalnie. Jak domorosły detektyw, tropiąc czy to zaprzeczające istocie przesłania momenty czy uwarunkowane czasem i historią wydarzenia. Nadużyciem wielkim jest postrzeganie całego stanu kapłańskiego poprzez obrzydliwe wybryki seksualne czy nadużycia, albo też zwykłą pazerność pojedynczych osobników. Owszem, od powołania wymagamy więcej, chcielibyśmy wierzyć, że to ktoś tknięty palcem Bożym i to w samo sedno. I owszem, jest to bardziej widoczne, nawet spektakularne – jak strażak podpalacz, lekarz morderca czy policjant złodziej. I choć odsetek wysoki – to mimo wszystko są jednostki. (Chcę w to, nomen omen – wierzyć). Kiedy więc słyszę generalizowanie na ten temat, to czuję niesmak.
Irytują i zniesmaczają mnie mnie prymitywne żarty z religii. Czasem i mnie zdarza się kpić. Śmiech jest mocną bronią. Tylko że robię to, gdy sami zaangażowani wydadzą z siebie kuriozum obrażające i ich wiarę i religię. I moją inteligencję i poczucie dobrego smaku. I estetyki.
Jest taka dziecinna choroba antyklerykalizmu. Objawiająca się tanią prowokacją czy zwykłym chuligaństwem. Pokazywaniem obscenicznych gestów zakonnicy czy wybijaniem szyb w zakrystii albo malowaniem „satanistycznych” znaków. I przyznaję – sam przez to przechodziłem. To bardziej wygląda na psocące dziecko, na nastolatka prowokującego rodziców by zwrócili uwagę. Niechby ukarali, ale wiem że są, dbają i kochają. Niechby mnie Bóg ukarał, ale będę miał pewność że jest i patrzy na mnie… Czy też różne fora i zrzeszenia ateistów – samo zrzeszanie sie w jakiejkolwiek formie pod kątem braku wiary w Boga jest kuriozalne. Z braku innych jedyną wartością jawi się negacja czyjejś wiary… Równie dobrze można by założyć Towarzystwo Zwalczania Krasnoludków czy Jednorożców…
Inaczej się ma sytuacja w kwestii kuriozalnych wypowiedzi czy zgoła uczynków wysokich urzędników kościoła, bo choć to nie społeczność, ale jednak są to osoby nadające kierunek. Nie mam obowiązku wnikać co myśli na ten temat zwykły katolik. Jak bardzo wprowadza go to w stupor czy choćby w zakłopotanie. I nie wie co ma robić czy mówić na ten temat. Wtedy pozwalam sobie na złośliwy czy agresywny komentarz. Stosowny do prawdy objawionej o dzieciach, kobietach i wszystkich sprawach społecznych o których pojęcia nie mają a wypowiadają się hierarchowie. Nie atakuję wiary, tylko reprezentowaną przez zdegenerowaną kastę religię.

Nie mam radochy, że komuś tam „dokopałem”. (Ani też nadmiernego mniemania o efektach tegoż) Ale czasem niestety gram w ich grę – kąśliwe i bluźniercze żarty, argumenty poniżej pasa i poziomu inteligencji. A już na pewno przyzwoitości. Mecz na sofizmaty – sędziuje Schopenhauer. Nie mam radochy że piętnuję kolejny idiotyzm czy hipokryzję. Bo znam wielu porządnych katolików, szanujących bliźnich i słowo Pańskie, żyjących wedle głoszonych zasad. I wiem, że moimi wpisami wprawiam ich w zakłopotanie. I sprawiam przykrość. Ale sorry moi drodzy – nie ja zacząłem. I wcale nie deklarowałem, że będę cokolwiek nadstawiał, a już na pewno nie drugi raz. Tym nie mniej – radości z tego nie mam…

Komentarze

comments